Okolica byla piekna wiec postanowilismy tu zanocowac.Naokolo gory Rostafjellet.Obok nas plynela rwaca,szeroka,gorska rzeka o nazwie Divielva.Kilka kilometrow od naszego obozowiska wpadala ona do duzego jeziora o nazwie Lille Rostavatnet.
Miejsce w ktorym chcielismy zanocowac bylo zrobione specjalnie dla turystow.W calej Skandynawii jest takich miejsc bardzo duzo.Mozna znalezc tu wszystko co potrzebne na przenocowanie,zrobienie posilku (oczywiscie w spartanskich warunkach ).Ze wszystkiego mozna korzystac nie placac za nic.Nalezy to miejsce jednak zostawic w nalezytym porzadku.
I tak przy samej rzece byla chata z miejscem do spania ( drewniana prycza ).W niej stal stol nakryty cerata,drewniane krzesla.Obok znajdowalo sie miejsce na grilla i ognisko.Przygotowane bylo nawet drzewo na opal,siekiera,zapalki.Obok chaty byl plac zabaw dla dzieci,niewielki ale byl ( dwie hustawki umocowane na drzewie,troche zabawek-samochodziki,foremki i wiaderko z lopatka,do zabawy w piasku ).Spodobalo nam sie to miejsce.
Rozbilismy nasz namiot dachowy.Zrobilismy kolacje na grillu,a potem ognisko.Kuba bawil sie.Widac bylo,ze juz dochodzi do zdrowia.
Po drugiej stronie rzeki tez byla taka chata.W niej usadowili sie rybacy,ktorzy przyszli nalowic ryb.Jeden rozpalil ognisko i cos gotowal,a jego towarzysz wszedl do lodowatej wody i lowil ryby.Moj maz tez zarzucil wedke ale nic nie zlowil.Kuba poszedl spac,a my siedzielismy jeszcze przy ognisku.Komary gryzly jak szalone.Zrobilo sie zimno.Postanowilismy isc spac.Pokiwalismy na dobranoc rybakom po drugiej stronie rzeki-odkiwali nam.Zasnelam nie wiem kiedy.
Obudzily mnie promienie slonca wpadajace do namiotu.Kiedy wszyscy juz wstali zjedlismy sniadanie i pakowalismy swoje rzeczy.Przy zamykaniu namiotu dachowego okazalo sie,ze mamy goscia.Spod brezentu wystawalo cos czarnego jakby skrzydlo,ale nie bylo to skrzydlo ptaka.Okazalo sie,ze byl to nietoperz,ktory znalazl sobie miejsce do spania pod naszym namiotem.Maz pokazal go naszemu synkowi i zaniosl do chaty w ciemne miejsce.Tam nietoperz wygodnie zawisl u dachu i spal dalej.
My natomiast ruszylismy w dalsza droge.Dzis mielismy zawitac do Alty.