Wioska nazywa sie Podvranic.Pare domow na krzyz.Jakies boisko do kosza.Mlodziez siedzaca pod drzewem i smiejaca sie.Znalezlismy miejsce na nocleg.Kawalek trawy,drzewa.Minus-blisko zabudowan.Pewnie to teren prywatny.Pytamy mlodziez do kogo to nalezy i traf chcial,ze rozmawialismy z corka wlasciciela.Zaprowadzila nas do rodzicow.Zapytalismy o zgode.Zgodzili sie.Rozbilismy nasz namiot dachowy.Wzbudzil ogolne zainteresowanie.Wszyscy przychodzili go ogladac.
Stary Bosniak widzac ,ze jest z nami male dziecko ,przyniosl nam mleko prosto od krowy-pyycha!Chcieli poczestowac nas kolacja ale nie mielismy juz sily jesc.Chcielismy tylko spac.Podziekowalismy.
Maz dal staremu Bosniakowi drobne upominki : bryloczek do kluczy i latarke.Bardzo sie ucieszyl.Troche porozmawialismy i poszlismy spac.Kuba usnal na siedzaco w foteliku turystycznym.Maz zaniosl go do namiotu i tez od razu zasnal.Ja jeszcze podziwialam piekne gwiazdziste niebo.Okolo 23.00 zasnelam.Obudzilo mnie pianie koguta.Bylo wczesnie.Slonce powoli budzilo sie ze snu.Cieplo.Rozejrzalam sie po okolicy bo wieczorem nie mialam pojecia jak tu jest.Piekna okolica.Gory dookola,a w malej dolince nasza wies.Kilka domostw,pola,laki.Kobiety juz szly pracowac w ogrodzie.I taka bloga cisza przerywana tylko muczeniem krowy,beczeniem owcy lub szczekaniem psa.Spacerujac po okolicy znalazlam miejsce gdzie rosly krokusy.Pieknie tu.Pomalu zaczeli budzic sie moj maz i syn.Zjedlismy sniadanie.Pozegnalismy z Bosniakiem i jego zona.Podziekowalismy za goscine i ruszylismy dalej do granicy,ktora jest juz blisko.Dzisiaj chcemy dojechac do Trogiru,na wyspe Ciovo i pare dni pobyc na naszej ulubionej plazy.