Nastepnego dnia ,obudzily mnie wczesnie rano promienie slonca wpadajace do namiotu.Bedzie ladna pogoda.Ani jednej chmurki na niebie,Swieci slonce.Moj maz i Kuba jeszcze spia.Wyszlam cicho z namiotu i postanowilam sie przejsc po okolicy.Niedaleko nas plynal bystry, gorski potok .Woda w nim lodowata ale czysta,az widac co jest na dnie.Podeszlo do niego pare austriackich krow z dzwonkami na szyi i pily wode.Fajny widok.Postanowilam ,ze obudze cala reszte bo szkoda tak pieknego dnia.Po 30 min.siedzielismy juz w samochodzie i jechalismy do Lienz.Lienz to niewielkie miasteczko liczace okolo 12 tys.mieszkancow z okresu sredniowiecza.Malowniczo polozone miedzy zbiegami rzek:Drawa i Isel, w Tyrolu na wys.673 m npm.Gdy przyjechalismy do Linz bylismy milo zaskoczeni.Waskie uliczki .Niskie, malownicze domki,dobrze utrzymane;mnostwo kwiatow ,fontann i mili ludzie.Weszlismy do malej kafejki na sniadanie.Poniewaz byla piekna pogoda i dosc cieplo ,zajelismy miejsce przy stoliku na dworze.Podeszla do nas mloda Austriaczka w tyrolskim stroju i przyjela zamowienie.Ja z mezem - kawa z mlekiem i cukrem oraz rogaliki maslane , a Kubus - rogalik i goraca czekolada.Wszystko bylo pyszne i tez " PYSZNIE " kosztowalo.Postanowilismy troche pokrecic sie po miescie.Poszlismy nad rzeke skad rozciagal sie piekny widok na Dolomity Lienckie.Sniadanie nie bylo dla nas dosc obfite bo po 1,5 godz. bylismy glodni.Kupilam wiec w piekarni 4-y gotowe kanapki : swieze buleczki ze salata,szynka i pomidorem i zaplacilam " tylko " 10 euro.O zgrozo jakie tu sa ceny!!! Drogo , bardzo drogo.Ale Lienz jest taki drogi.Przekonalismy sie o tym w sklepach.Mnostwo fajnych rzeczy ale nie na kieszen zwyklego turysty.Ruszamy dalej w kierunku Wloch.